wtorek, 29 marca 2016

Rozdział IV: Karty na stół

Wylądowaliśmy w bazie, Willa szybko przenieśli na ostry dyżur by móc szybko doprowadzić go do zdrowia. Dimitrija usadziliśmy w celi. Posadziliśmy go na krześle, związaliśmy i zamknęliśmy. Pilnowali go dwóch uzbrojonych ciężko żołnierzy. Natychmiastowo pobiegłem do szpitala aby zobaczyć co się dzieje z moim przyjacielem. Doszedłem do drzwi. Przez szybę widziałem jak leży na sali operacyjnej. Jego łóżko było całe czerwone, a krew nadal z niego ciekła z przedziurawionej, pełnej beczki z piwem. Widok był straszny. Cierpiałem wraz z nim. Podali mu narkozę, podpięli pod holter EKG. Jego rytm słabną z każdym uderzeniem serca, lekarze nie mieli dużo czasu. Rozcięli jego ranę postrzałową aby móc bezpieczniej wyciągnąć kulę, podając przy tym lek, który powodował, że krew nie lała się strumieniem. Coś tam grzebali w środku, jeden lekarz pokiwał niepewnie głową co mogło oznaczać że kula wyrządziła większe szkody niż się zdawało. Wsadzili mini drona. Od razu na ekranie pokazał im się obraz wnętrza rany Willa. Miał strzaskane trzy żebra i draśnięte płuco. Jego oddech z każdą sekundą zaczął słabnąć a płuco zapełniać się krwią.  Wpuścili małe robociki medi-hlory, których zadaniem było wyleczenie płuca. Na monitorze było widać jak rozpylają jak pył jakąś dziwną żółto-czerwoną substancje po której natychmiastowo zagoiła się rana, po czym wzięły się za żebra. Zaczęły je łączyć włóknem węglowym. Momentalnie kości były jak nowe. Operacja trwała zaledwie piętnaście minut. Wyszedł lekarz i zaczepiłem go
­– Panie doktorze, co Willem? Wszystko z nim okej? – powiedziałem przestraszony, a pot lał się ze mnie jak z mokrej szmaty.
– Póki co jest stabilnie, ale wszystko okażę się dopiero jutro czy jego organizm zaakceptuje nowe żebra.
– Jak to zaakceptuje?! – krzyknąłem z przerażenia, martwiąc się o jego życie.
– Czy włókno nie zaatakuje innych narządów takich jak serce i czy jego organizm zatwierdzi w nim nowe zmiany i zacznie z nim współgrać.
– A jeśli nie?
– A jeśli nie to bardzo przykro mi Michael, ale wtedy Will umrze.
Chciałem czuwać przy nim całą noc, ale niestety nie mogłem, ponieważ wzywał mnie Cooper. Wstałem i powoli kierowałem się do wyjścia patrząc na Willa w taki sposób jakbym już go jutro nie zobaczył. Wyszedłem kierując się w stronę centrum dowodzenia gdzie czekał na mnie dowódca. Otworzyłem drzwi
– Witaj Michael, bardzo mi przykro z powodu Willa. Mam nadzieje, że wyjdzie z tego cało.
– Dziękuję Sir
– Mam dla ciebie zadanie.
– Jakie?
– Wyciągniesz Dimitria z kicia i zaprowadzicie go do pokouj przesłuchań, a tam wyciągniecie z niego wszystko co się da. Najbardziej mnie interesuję gdzie przesiaduje w tej chwili Jegorij. Zrozumiano?
– Tak jest Sir!
Kazałem ochroniarzom go wypuścić. Skułem go i kierowaliśmy się w stronę pokoju. Weszliśmy do środka. Było ciemno. Nie było widać nawet jak duże jest to pomieszczenie. Zapaliłem wiszącą na sznurku żarówkę, która dawała niewielki światło, ale dość wystarczające by widzieć gdzie znajdują się krzesła i stół. Posadziłem Dimitrija na krześle, usiadłem naprzeciw niemu. Światło sprawiało, że ledwo było widać jego twarz. Poczułem się wtedy normalnie jak w jakimś filmie kryminalnym. Do środka weszło dwóch żołnierzy, którzy rozkuli naszego rosyjskiego przyjaciela.
– No dobrze Dimitrij. Może zaczniemy powoli i stopniowo. Jestem Michael – wyciągnąłem do niego dłoń. Z jego strony nastąpił totalny brak reakcji. Zastanawiałem się w jak inny sposób skłonić go do gadania, ale nic istotnego nie przychodziło mi do głowy. Po chwili zastanowienia się spróbowałem jeszcze raz, znów na nic. W końcu postanowiłem zagrać złego glinę. Wstałem, zaszedłem go od tyłu przykładając mu lufę do potylicy.
– I tak mnie nie zabijesz – powiedział pewnym głosem
– Skąd ta pewność? – palec zaciskał mi się co raz bardziej na spuście.
– Bo mam to czego wy szukacie mój drogi towarzyszu, ale żebym wam je wygadał to musicie coś dla mnie zrobić – mówił do mnie, a widziałem po jego kącikach ust jak zaczyna się delikatnie uśmiechać.
– Zapomnij, że cokolwiek dla ciebie zrobię! – co raz mocniej przykładałem lufę do jego czaszki.
– Strzel! Śmiało, a wtedy wasz kochaniutki dowódca nie dowie się niczego o zamachu Jegorija, który planuje spuścić atomówkę na Polskę przy okazji niszcząc sąsiadujące z nią państwa.
– Gadaj! Gdzie on w tej chwili jest ruska kurwo! Jaki kurwa zamach?! Kiedy i o której godzinie?! – spojrzałem mu prosto w twarz, a ten zaczął się śmiać chamsko w moją stronę. Nie wytrzymałem i uderzyłem go z kolby w twarz przy okazji rozwalając mu skroń.
– Gadaj, bo inaczej przesiądziesz się na wózek inwalidzki i twoja rodzinka cię nie pozna.
Nie skutkowało nic, ten chuj nadal robił swoje czyli śmiejąc się do mnie i milcząc. Przez komunikator połączyłem się z centrum dowodzenia prosząc o zgodę użycia ostrych podjeść w stosunku do naszego jeńca. Zgodę bardzo szybko otrzymałem. Podszedłem do niego, chwyciłem go za szmaty skułem, podprowadziłem pod ścianę, wyciągnąłem z mojej kieszeni sznur, który uwiązałem wokół szyi Dimitrija. Przywiązałem go do czegoś metalowego wystającego ze ściany.
– Widzisz to? To jest akcelerator promieni laserowych o temperaturze tysiąca pięciu set stopni. Za każdą złą odpowiedź na moje pytanie będziesz miał wypalaną powoli każdą część swojego ciała. Więc jak? Zaczniemy od nowa? – przyłożyłem laser do jego uda.
– Nic ci nie powiem!
No skoro nalegasz. Włączyłem. Na jego skórze pokazała się nie wielka kropka zwęglonej skóry.
– Boli prawda? Taka mała a tyle szkód wyrządza. Jeśli nie chcesz mieć tak całego ciała to lepiej grzecznie odpowiesz na moje pytanie. – Gdzie jest Jegorij?
Milczał. Włączyłem drugi raz i tym razem jechałem powoli laserem ku jego kroczu pozostawiając ślad długiej, czarnej, spalonej krechy jego skóry. Wył z bólu, jego twarz była czerwona, a rzucał się jak człowiek o nieuleczalnej chorobie downa.
– Dobra, dobra! Powiem! Aaaaaaaa! Przestań, kurwa! Przestań!
– No widzisz kochaniutki, jak chcesz to potrafisz­ ­– pogłaskałem go po głowie uśmiechając się do niego w podobny sposób jak on do mnie kiedy nie chciał gadać.
– Zapłacisz za to.
– Co? Chyba się przesłyszałem ­– przyłożyłem akcelerator tym razem prosto do jego chuja.
– Dobra, dobra! Odpowiem na każde twoje pytanie – był cały czerwony na twarzy, spała z bólu, a jego ciało było pokryte potem jakby ktoś wylał na niego hektolitry wody.
– Gdzie jest Jegorij? Po co ta cała bombka nuklearna? Dlaczego akurat Polska?
– Jegorij ukryty jest w Afganistanie, głęboko pod ziemią ma swoją bazę która chroniona jest polem magnetycznym oraz tarczą siłową. Innymi słowy jest nie do rozwalenia od zewnątrz. Jest też niewykrywalna dla skanerów.
– Jak mamy ją odnaleźć?
– Normalnie, wystarczy coś metalowego. Pole magnetyczne jest tak silne, że w odległości 1km przyciąga metal. Tylko jest jeden haczyk.
– Jaki? Gadaj!
– Pod piaskiem są ukryte pułapki. Jeden błąd i możecie zostać spaleni lub rozwaleni na małe cząsteczki.
– Jak to ominąć?
– Nie wiem, nigdy tam nie byłem. Wiem to od mojego brata, który przeprowadzał dam eksperymenty na jedną z części bomby radeonowej, niestety zabiło go potężne promieniowanie prot. Jego ciało stało się płynną substancją.
– Jegorij tam jest?
– Tak
­– Po co ten atak na Polskę?
– Po co? Głupie pytani.
– Gadaj! Bo za chwilę nie będziesz miał czym ruchać!
– Dla celów testowych mój kochany jankesie. Jegorij ma pierwszą część planu bomby, której głównym składnikiem jest właśnie pierwiastek prot, który jak już wspomniałem zamienia ciało w płynną substancje. Jeśli wszystkie cztery części planu przejdą testy pozytywnie i dojdzie do stworzenia bomby Rosja stanie się krajem nietykalnym i to ona będzie dyktować warunki na całym świecie, a wszyscy będą padać przed naszą potęgą na kolana! Hahahaha!
– Zamknij ryj, bo za chwilę ci go rozjebie
W tle usłyszałem nawoływanie mojego imienia. Głos z komunikatora kazał mi iść szybko do szpitala. Kazałem żołnierzom zaprowadzić go do celi i dać mu coś do jedzenie i picia, ponieważ przesłuchanie było dla niego dość męczące. Wpadłem jak szalony, kazali mi wejść do pomieszczenia gdzie właśnie odpoczywa Will. Wszedłem i zobaczyłem go. Wyglądał blado jak ściana jakby go kastrowali na siłę czy coś pomyślałem sobie. Lekarz powiedział, że wyjdzie z tego i dodał, iż ma nowe żebra dodał niezniszczalne.
– Siemanko stary durniu! ­– przytuliłem go jak moją najlepszą maskotę z dzieciństwa
– Hej fiucie ­­– na jego twarzy pojawiły się uśmiech oraz łzy szczęścia. Wiedziałem, że z nim już wszystko w porządku i w każdej chwili może chwycić za karabin i iść się napierdalać.
– Możesz mi powiedzieć, bo wiesz lekarz mi powiedział, że masz niezniszczalne żebra.
– No bo ja jestem kurwa terminator chłopie hehehehe.
– No weź nie rób sobie jaj koleś, pytam na poważnie
– Mam inne żebra, włókno je zajęło. Nawet uderzenie pięciotonowej koparki nie jest wstanie ich złamać
– Szkoda, że cały taki nie jesteś. Robił byś za żywą tarczę hahahaahah – popłakałem i jednocześnie prawie się zesikałem w gacie ze śmiechu.
– Bardzo śmieszne, zobaczymy kto będzie się śmiał ostatni na polu walki łysa i nie myta pało.
– Wiemy gdzie jest Jegorij.
– Tak!? Gdzie? Mów!
– Spokojnie stary, bo jeszcze się zesrasz z wrażenia heheh
– No weź bo ci jebnę. To już nie jest śmieszne. Śmiejesz się z kaleki kurwa. To nie jest fair. Zobaczymy jak ty będziesz potrzebował ode mnie pomocy. Też powiem zesraj się w gacie! – patrzyłem na niego, a on na mnie wzrokiem coś w stylu zaraz dostaniesz w mordę, ale nie mogłem patrzeć na niego poważnie i zacząłem się śmiać delikatnie.
– Nie tak no koniec już. Teraz na poważnie. Jest w Afganistanie w bazie która jest chroniona polem magnetycznym i tarczą siłową. Tam jest Jegorij i plany jednej z czterech części bomby.
– Byłeś z tym u dowództwa?
– Nie bo kazali przyjść i tutaj od kiedy przenieśli cię abyś odpoczął.
I tak nasza rozmowa się ciągła aż na dworze zapadł wieczór i pora była na mnie, ponieważ wizy były tylko do godziny dziewiętnastej. Pożegnałem się i zmierzałem prosto do dowództwa w celu przekazania zdobytych informacji na temat wroga. Kiedy wszedłem do środka oni o wszystkim wiedzieli, ponieważ w pokoju przesłuchań są kamery z podczerwienią i podsłuch. Dzięki temu zaoszczędziłem głos i nie musiałem wszystkiego znowu im powtarzać. Powiedzieli tylko mi tak, że kiedy Will wyzdrowieje ruszymy do Afganistanu. Tylko my dwóch. Wyciągnęli przy okazji jeszcze od naszego ruskiego przyjaciela plany bazy, które mówiły o tym, że kryjówka nie jest aż tak mocno pilnowana. Szczegóły dowiemy się przed misją. Dowiedziałem się przy okazji że Dimitrji umarł, wstrzykując sobie jadtoks, truciznę, która zabija w ciągu pięciu sekund. Nic, wróciłem do swojego domu, zjadłem, wziąłem prysznic. Położyłem się do łóżka i zasnąłem.






6 komentarzy:

  1. To straszne, że atak na państwo jest dla nich "celem testowym". Rozdział ogólnie mi się podobał;) Tylko irytuje mnie, że w wielu miejscach w dialogu brakuje ci kropek. Zwracaj na to większą uwagę. Czekam na kolejny! ;)
    I zapraszam do siebie na kolejny rozdział, Kiedyś skomentowałeś i nie wiem czy powiadamiać o nowościach czy nie;)

    Pozdrawiam!
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :). Informuj na bieżąco :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział :)
    Ten atak na państwo.
    Czekam na następny :)
    A i zapraszam do siebie
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Will żyje ;)
    Przerażają mnie Rosjanie atak na państwo testem super -.-
    Czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam Cię za tak paskudne opóźnienie – marzec nie był mi przychylny i nie miałam zupełnie czas ani na swojego bloga, ani na Wasze. Znalazłam już jednak trochę czasu i pojawiam się z zaległymi komentarzami :)
    Było mi tak przykro przy pierwszym akapicie. Można powiedzieć, że cierpiałam razem z Michaelem i tak samo jak on przeżywałam stan Willa, którego tak lubię. Michael za to, w tym rozdziale, ogromnie mnie zaskoczył – nie spodziewałam się po nim aż takiej brutalności. Osiągnął nią jednak swoje. Zastanawia mnie jednak dlaczego Jegorij chce zniszczyć akurat Polskę, skoro sąsiaduje ona z Rosją – tym sposobem rozwali i ją, a jest to jego ojczysty kraj, który chce uczynić nietykalnym.
    Cieszy mnie, że Will żyje i nawet mu się na żarty zbiera. Bałam się już, że go uśmiercisz, a wtedy Michael bez swojego przyjaciela nie byłby już taki sam.
    Czekam na kolejny rozdział, który, mam nadzieję, pojawi się w najbliższym czasie :)
    Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów!

    OdpowiedzUsuń