piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział I: NOWY DOM

Lecieliśmy w wielkim transporterze, chronionym od strony zewnętrznej polem siłowym. Napędzany był dwoma wielkimi silnikami rakietowymi. W środku siedziałem ja, innych paru żołnierzy i obok Will, wpatrzony cały czas w zdjęcie swojej żony. 
— Co jest stary? – zapytałem troskliwym głosem. – Wyglądasz na zmartwionego – dodaję. 
— Nie, zmartwiony to ja nie jestem – rzekł do mnie Will nie odrywając wzroku od zdjęcia. 
— Nie oszukasz mnie, znam ten wyraz twarzy – powiedziałem nerwowym głosem wiedząc, że coś jest nie tak. 
Po chwili Will podniósł głowę odrywając wzrok od zdjęcia i kierując go w moją stronę. 
— Tęsknię za nimi i jednocześnie boję się czy jeszcze ich zobaczę – powiedział do mnie ze łzami w oczach. 
— Zobaczysz ich. Szybciej wrócimy do domu niż ci się wydaje – mówiłem do niego z uśmiechem na twarzy i pocieszałem go. 
Po chwili poczuliśmy jak nasz transportowiec zaczyna obniżać wysokość, aż skierował silniki w dół i w pionie wylądował. Otworzyły się drzwi i głos z oddali kazał nam wychodzić. Wzięliśmy swoje bagaże i jeden za drugim powoli kierowaliśmy się ku wyjściu,  a naszym oczom ukazała się baza wojskowa. Znajdowaliśmy się w Vaduz, stolicy Liechtensteinu. 
— Ustawić się w szeregu! – usłyszałem nieznajomy mi głos. – Powiedziałem w szeregu panienki, ile razy mam powtarzać?!
Po chwili ukazał się przede mną stary człowiek w wieku czterdziestu pięciu lat. 
— Nazywam się James Cooper i będę waszym dowódcą – mówił do nas twardym głosem. Koleś wyglądał rzeczywiście jak we wojsku przystało. Na głowie miał brązowy, przypominający kształtem kapelusz kowbojski, ubrany był w szarą podkoszulkę na naramkach, na szyi nieśmiertelnik, spodnie w moro w kolorze zieleni i na nogach czarne trzewiki. 
— Zostaliście przydzieleni do oddziału alfa. Mundur i buty otrzymacie jutro, na dzisiaj to wszystko. Możecie się rozejść – powiedział do nas dowódca. 
Kierowałem się z Willem do przydzielonego nam nowego domu, po drodze mijając najnowsze maszyny bojowe. Oczy skierowałem na robota kroczącego FV-VT, który był sterowany przez pilota. Na przodzie znajdowało się działo z dwoma lufami, strzelające plazmą, które z łatwością topiły najgrubszą stal, a z ciała człowieka zostawało coś na wzór stopionego plastiku. Na bokach umieszczone były dwie wyrzutnie rakiet z laserowym namierzaniem, trafiające precyzyjnie w cel. Idąc dalej, zobaczyłem czołgi R5 Volx. W czterech rogach ich podwozia umieszczone jest coś na wzór turbiny wytwarzające pole, tak jak magnes powodujące, że były odpychane od powierzchni ziemi, a wszystko za sprawą pierwiastka ruflor. Po bokach wzmacniane pancerze, latanie te kilka metrów nad ziemią umożliwiało łatwe pokonanie niemal każdej przeszkody. Koniec lufy uformowany był w kształcie prostokąta, Volx strzelał pociskami lodowymi. W trakcie eksplozji niszczył wszystko, co stoi na jego drodze, jednocześnie uwalniając mikrolód.
Zamrażał wszystko w zasięgu 150 metrów. Temperatura po wybuchu wynosiła minus czterysta pięć stopni Celsjusza. Na przeciwko stały myśliwce, to był dopiero bajer. Na przodzie podwójne działo z karabinem obrotowym, strzelające dwadzieścia pięć tysięcy pocisków na sekundę, rozrywające ciało od środka, a zwykłą stal dziurawiąc jak ser szwajcarski. Cienki pancerz wzmocniony włóknem heksowym posiadający związki szybkiej regeneracji, mechanik w ogóle tu nie potrzebny. Za wciśnięciem jednego przycisku myśliwiec przybierał kolory otocznia, czyli stawał się niewidzialny. Cztery potężne rakietnice. Napędzany był jedną turbiną. Te cacko nazywało się WT Acrobixs. Podziwiając wyposażenie wojska trafiliśmy pod nasz dom. Otworzyć drzwi można było tylko za pomocą skanu oka. W środku nic szczególnego, dwa łóżka piętrowe, telewizor plazmowy, stół, cztery krzesła i łazienka. Pokój w kolorze jasnoszarym. 
— Wreszcie łóżko. Odpoczynek po długiej podróży – powiedział Will już sennym głosem. 
— Przestań, spać idziesz? Rozmowę przerwał nam dźwięk pukania do drzwi. Otworzyłem, a przed nim stał nasz dowódca z jakimś facetem. 
— Witajcie żołnierzu, przedstawiam wam nowego kolegę, Jamesa Lopeza – mówił, kładąc lewą dłoń na jego barku. 
– To miła niespodzianka. Przyda nam się dusza do towarzystwa – powiedziałem zadowolony. 
— No, to ja zostawiam was samych i dobrej nocy. 
Facet pojawił się w dobrej chwili. Wyciągnąłem flaszkę z torby i karty do gry. Will wyjął jakieś żarcie i wszyscy usiedliśmy przy stole. 
— Karty mamy, to w co gramy? - zapytał nas Will. 
— Nie wiem. James, umiesz grać w makao? – zapytałem. 
¬— Jasne! Za dzieciaka grałem prawie codziennie i uważajcie jestem dobry – odpowiedział pewnym głosem James, kierując wzrok na mnie i potem na Willa. 
— No to zaczynamy! - krzyknąłem. – Potasuj karty Will – chwyciłem za flaszkę i polałem do kieliszków. 
W trakcie gry James zobaczył zdjęcie mojej żony i powiedział:
— Ładną masz kobietkę, Michael. 
— Dziękuję, to najpiękniejsza kobieta na świecie – odparłem. 
Rose była niską brunetką o brązowych oczach. Miała nieco szczupłą sylwetkę, duże piersi, idealnie krągłe pośladki. Ubierała się przeważnie w jeansy i bluzy. Ja natomiast byłem umięśniony, szeroki, średniego wzrostu, około metr siedemdziesiąt trzy centymetry. Mięśnie wyrobiłem przez trzy lata, odpowiednie odżywianie i plan wykonywania ćwiczeń. Miałem czarne, krótkie włosy. Na sobie ubrałem jeansy, koloru jasnoniebieskiego, czarną koszulkę z białym napisem ,,hope”, i buty firmy nike. Will natomiast był wyższy ode mnie. Miał około metr osiemdziesiąt siedem, średnią budowę ciała, więcej masy niż rzeźby, na głowie zero głosów. Nosił na sobie szarą bluzę z kapturem, ciemno niebieskie jeansy oraz białe buty, firmy puma. Tak mijał na wieczór. 
— Król karo! – krzyknął James do Willa. 
— Nie ma tak lekko, trójka karo. 
— No to na mnie wypadło – powiedziałem pewnym głosem kładąc damę pik. – Ha! I co teraz leszcze? – krzyknąłem radosnym tonem.
— Kieliszki puste, Michael. Czas je napełnić – powiedział do mnie James.
— A rzeczywiście – chwyciłem za flaszkę i polałem kolejną kolejkę. James wyglądał na spoko gościa. Na oko był mojego wzrostu, na sobie miał bojówki w białe moro z czarnymi plamami, na głowie krótkie blond włosy i czapkę z daszkiem w kolorze szarym. Koszulka była czarna, na lewej ręce  nosił srebrny zegarek. 
— Makao! – krzyknął James trzymając w ręku jedną kartę. Patrzył na nas wzrokiem pewnego zwycięscy. 
— Dobra, chuj. As i żądam karo – powiedział Will. 
— A proszę cię bardzo, jupek i chcę dziesiątek – rzuciłem kartę na stół. James spojrzał się na mnie, po jego wyrazie twarzy było widać, że jest pewny zwycięstwa. 
— To było złe zagranie, Michael. Bum! Jupek i nie żądam niczego. Wygrałem! – krzyknął, wstał z krzesła, zatańczy i polał kolejkę. 
— Kurwa, zostaliśmy tylko my Will. – Nie oddam tak łatwo drugiego miejsca. 
— To co? Chlup w ten głupi dziób – powiedział James chwytając kieliszek w dłoń. Graliśmy dalej i tak minął pierwszy dzień w wojsku.

22 komentarze:

  1. Cudowny rozdział :)
    Ciekawi mnie co dalej ;)
    Czekam na następny
    A i zapraszam na mój
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com
    PS.Nowy rozdzaił!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział. Masz bardzo fajny styl pisania. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i dalszego rozwoju akcji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Klimat trochę teraźniejszy, ale może za sto lat gra w makao przy wódce zostanie, kto wie. Pytanie na początku trochę bez sensu, chyba wiadomo o co może się martwić żołnierz patrzący na zdjęcie żony. Fajny opis tych maszyn :)
    projekt-noe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię żeby aż tak technologia poszła do przodu gdzie stara tradycyjna gra karciana poszła w niepamięć, ponieważ moim zdaniem człowiek będzie chciał odpocząć od tej nowoczesności i usiąść do starych dobrych kart. :) 
      Dziękuję za ocenę i krytykę, która mi się przyda. :)

      Usuń
  4. Haha, rozdział na moim blogu nazywa się tak samo :D
    zycie-sieroty.blogspot.com
    Co do rozdziału: Bardzo fajnie piszesz, czasami zabraknie przecinka, ale to normalne. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział krótki i spokojny. Cóż... niewiele się dzieje, ale takie są początki i uważam, że nie trzeba od razu dawać niesamowitej akcji. Dla mnie najważniejsze jest, jak książka/opowiadanie się skończy. Wtedy człowiek bardziej pamięta niż początek.
    Nie bardzo wiem, co mogę jeszcze napisać. Fajnie, że jest opek o dorosłym facecie, bo zwykle trafiam na blogi, gdzie bohaterami jest nastolatka. Pominę, że sama piszę o nastkach, ale cii... to co innego xD Zobaczymy jak się rozwinie akcja.
    Jedyne, co mogę poradzić to więcej emocji, rozbudowanych opisów, by można było wczuć się bardziej w ten świat, który budujesz i zżyć się z bohaterem. Czasem mam nawyk wskazywania drobnych błędów, tak więc pozwoliłam sobie na ukazanie ich Tobie. Mam nadzieję, że się nie obrazisz i po prostu przejrzysz, popatrzysz, poprawisz, sprawdzisz itp. Nie robię tego, że jestem wredna, nie twierdzę też, że sama piszę idealnie. Chciałabym. Również stawiam mnóstwo błędów, ale inni więcej wyłapią niż sam autor. Mogę się mylić(!!), to jedynie moje zdanie/spostrzeżenia/uwagi.

    "Lecieliśmy w wielkim transporterze, chronionym od strony zewnętrznej polem siłowym. Napędzany był dwoma wielkimi silnikami rakietowymi." - powtórzenie słowa "wielkimi"
    "— Nie, zmartwiony to ja nie jestem – rzekł do mnie Will nie odrywając wzroku od zdjęcia." - przecinek po "Will"
    "Koleś wyglądał rzeczywiście jak we wojsku przystało." - "w wojsku"
    "W czterech rogach ich podwozia umieszczone jest coś na wzór turbiny wytwarzające pole, tak jak magnes" - wydaje mi się, że przecinek powinien być po "tak"
    "Za wciśnięciem jednego przycisku myśliwiec przybierał kolory otocznia, czyli stawał się niewidzialny." - chyba literówka Ci się wkradła "otoczenia"
    "W trakcie eksplozji niszczył wszystko, co stoi na jego drodze, jednocześnie uwalniając mikrolód.
    Zamrażał wszystko w zasięgu 150 metrów." - ogólnie myślę, że lepiej by było połączyć akapity i dopiero przy "Podziwiając wyposażenie wojska trafiliśmy pod nasz dom." dać nowy akapit, ale to tylko moje zdanie i zwykła opinia ;)
    "— Przestań, spać idziesz? Rozmowę przerwał nam dźwięk pukania do drzwi." - zapomniałeś o myślniku ;)
    "– Potasuj karty Will – chwyciłem za flaszkę i polałem do kieliszków." - kropka po Will, a po myślniku z dużej litery
    "W trakcie gry James zobaczył zdjęcie mojej żony i powiedział" - wydaje mi się, że powinien być przecinek po "gry"
    "Na sobie ubrałem jeansy, koloru jasnoniebieskiego, czarną koszulkę z białym napisem ,,hope”, i buty firmy nike." - myślę, że zamiast "ubrałem" powinno być "miałem" albo coś w tym stylu + myślę, że Nike powinno być z dużej litery, bo to nazwa własna
    "na głowie zero głosów." - literówka xD
    "białe buty, firmy puma" - "Puma"
    "Tak mijał na wieczór." - zjadło się "sz" w "nasz"
    "powiedziałem pewnym głosem kładąc damę pik." - wydaje mi się, że powinien być przecinek po albo "powiedziałem" albo po "głosem"
    "— A rzeczywiście – chwyciłem za flaszkę" - kropka po "rzeczywiście" i wtedy z dużej litery "chwyciłem"
    "A proszę cię bardzo, jupek i chcę dziesiątek" - może się mylę, ale nie chodziło Ci o jopka? O.o

    Nie wiem czy to tylko moje oczy już nie lubią białego tekstu, czy innych też troszkę razi kolor czcionki. Może jakiś odcień szarego? I śmiało możesz pisać dłuższe rozdziały. ;)

    Powodzenia w blogowaniu i życzę weny! :)

    http://dragon-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowy rozdział zapraszam
    pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Klimat, nie powiem... szczerze, nie wprowadził mnie. Ale nie przejmuj się, może dlatego, że mam zły humor XD
    Rozdział ogółem krótki, ale mi w zupełności odpowiada. Co do tekstu, nie jest w moim typie, więc wybacz - nie będę czytać, ale na pewno zdobędziesz wielu fanów, jeżeli nie mbie! :)

    Pr

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :) Cóż, póki co nie można powiedzieć jeszcze zbyt wiele. Pomału wprowadzasz w akcję opowiadania - mamy dwóch bohaterów, zapewne kolegów/przyjaciół, mamy kogoś nowego, mamy trochę despotycznego dowódcę, który (tak mi się wydaje) okaże się całkiem w porządku. Science fiction nie jest mi jakoś szczególnie bliskie, aczkolwiek od jakiegoś czasu trochę to nadrabiam na tyle, na ile pozwala mi czas. Największe wrażenie zrobiły na mnie chyba Twoje opisy uzbrojenia w bazie wojskowej. Zapewne dużo pomaga oczytanie w opowieściach tego typu, nie wiem, ale wyszło Ci naprawdę fajnie :) Spodobało mi się też zachowanie głównych bohaterów. Czasem wyobrażamy sobie, że za te 150 lat ludzie będą zachowywać się całkiem inaczej, tymczasem zmienia się technologia, ale pewne podstawowe zachowania zapewne pozostaną. Dwie rodziny w dalszym ciągu będą chciały spotykać się na sylwestra, dwóch kolegów w dalszym ciągu chętnie się napije i pogra w karty - myślę że to właśnie się nie zmieni :) Żeby się już nie rozwodzić - całość zrobiła na mnie pozytywne wrażenie i chętnie wrócę tutaj kiedy pojawi się kolejny rozdział :) Pozdrawiam :)

    http://przeklete-bractwo.blogspot.com/ - a gdybyś miał ochotę poczytać historię trochę innego rodzaju to serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostawiłeś link u mnie na blogu, więc jestem :D
    Sam prolog był zwykły. Nic się nie działo. Normalne przygotowywanie się do sylwestra i miłego spędzenia czasu ze znajomymi. Ale ostatnie zdanie od razu wywołało zaskoczenie na mojej twarzy. Sam fakt, że historia się toczy w dalekiej przyszłości pcha cię do tego, abyś czytał dalej. Tak więc, od razu zabrałam się za rozdział pierwszy. Szczerze mówiąc, przyznaję się. Byłam przekonana, że pisze to dziewczyna. Chyba z przyzwyczajenia. Opowiadania na blogspocie, to zdecydowana większość nastolatek. Przynajmniej ja tak to odczuwam. Ale kiedy zaczęłam czytać opisy tych wszystkich maszyn (nawiasem mówiąc, czułam się jak na lekcji matematyki, czołgi itp. to nie jest to, czymś się interesuję, więc chyba to mnie tłumaczy :D) to od razu zerknęłam na autora. Wszystko stało się jasne i nie ukrywam, że jestem zadowolona, że trafiłam na autora chłopaka :D Miła odmiana. Poznajemy tutaj trzeciego faceta, który wydaje się być w porządku, ale chyba za dużo naczytałam się książek, ponieważ mam do niego mieszane odczucia i będę bacznie go obserwować. Nie wiem dlaczego, po prostu sądzę, że coś będzie nie tak. Ale to tylko moje przemyślenia i może się okazać, że moje zastrzeżenia będą bezpodstawne. W końcu to Twoja historia, no nie? ;)
    Czekam na drugi rozdział i w międzyczasie zapraszam do mnie na Taken :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No, zaprosiłeś, to jestem.
    Rozdział krótki i na temat, da się wyczuć w nim tę męską iskierkę. Szczególnie w zawiłych opisach maszyn, które mnie niezbyt pociągają (hm, ciekawe dlaczego? XD), niemniej jednak są bardzo zgrabnie i obrazowo napisane. :)))
    Jak u każdego, gdzieś brakuje przecinka, gdzieś tam literki(i przyznam, że tutaj tego było sporo). Nie pasował mi fragment, gdy opisywałeś bohaterów, a potem walnąłeś takie zdanie ni w tyłek, ni w oko - "Will natomiast był wyższy ode mnie. Miał około metr osiemdziesiąt siedem, średnią budowę ciała, więcej masy niż rzeźby, na głowie zero głosów. Nosił na sobie szarą bluzę z kapturem, ciemno niebieskie jeansy oraz białe buty, firmy puma. Tak mijał na(m) wieczór." To ostatnie zdanie jest no, za przeproszeniem, z dupy wzięte.
    Na początku wkradło Ci się też zdanie w czasie teraźniejszym - nie wiem, czy było to zamierzone, czy przypadkowe? W każdym razie też takie niepasujące.
    "zwycięscy" - ZWYCIĘZCY! Nigdy więcej, błagam.

    No i przechodząc w końcu do bohaterów - 173 cm wzrostu! Tytułem delikwenta o średnim wzroście bym go nie nazwała. ;) Oprócz tego pan Michael (bo tak się chyba mu na imię) prezentuje się bardzo przystępnie, szczególnie z tą laską o dużym biuście i idealnie krągłych pośladkach u boku.(Musiałeś to napisać, nie? :')) Kolega Will już uplasował się u mnie jako wrażliwy człowieczek, płacząc za swoją rodzinką/żoną. A ten nowy facio już wydaje mi się podejrzany, chociaż jeszcze nic nie zrobił. Nowi to zawsze coś napsują...

    Chyląc mój komentarz ku końcowi - mogę pogratulować Ci za w miarę dobry początek bloga. Może nie aż tak ciekawy, bym czekała z zapartym tchem na kolejny rozdział, jednak myślę, że jeszcze się tu pojawię. :}}}

    Pozdrawiam!
    Lorem~

    Pe-Eski - Nie wiem, czy dziewiętnastoletniego faceta zainteresuje historia o perypetiach miejskiej panny na totalnym, wioskowym zadupiu, ale zostawię link. Tak jakby co, gdyby dopadła Cię nuda/całkowity brak pomysłu na zagospodarowanie wolnego czasu/whatever. W każdym razie, zapraszam.

    http://wesole-kanadyjki.blogspot.com/
    "Życie w Kanadyjkach jest doprawdy jak żul, który siedzi pod jedynym spożywczakiem w tej okolicy – nigdy nie wiadomo, gdzie i jak się zatoczy[...]"

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehe jeśli tak wygląda wojsko to mi się podoba :D Fajnie opisujesz akcję, wprawdzie nie znam się na tych hmm "nowinkach technicznych" no ale takie blogi czyta się z przyjemnością ;) I najważniejsze wreszcie coś się dzieje :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. "stary człowiek w wieku czterdziestu pięciu lat" serio? :D No dobra teraz na poważnie. ;) Tak jak wcześniej mówiłam masz dobry styl, nawet bardzo dobry i bogate słownictwo. Cała ta terminologia maszyn jest imponująca, ale dla takiego zielonego mózgu jak mój (jeśli chodzi o sprzęty wojskowe), to trochę ciężko mi było ogarnąć, ale się przyzwyczaję! :D Od razu widać u Ciebie tendencję do opisów, a to bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, to czytając pierwszy rozdział, miałam przed oczami początek jakiegoś dobrego filmu wojennego (a gustuję w takowych). Dodając do tego cały futuryzm (mój konik również), który mam nadzieję szybko wyjdzie na światło dzienne, jestem bardzo na TAK i lecę czytać 2 rozdział!

    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  14. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń